Dziś zapraszamy was do pierwszej części naszej (Ginny i Dagmary) dyskusji o tym dlaczego Ursula K. Le Guin w naszym odczuciu jest autorką przecenianą. Na wstępie szczerze ostrzegamy, że dyskusja może być nierównomierna z powodu sporej różnicy w ilości przeczytanych przez nas tomów Ziemiomorza, które stanowi główny temat dzisiejszego wpisu. Część druga pojawi się za dwa tygodnie.
Ginny: Zacznijmy od tego ile każda z nas Ziemiomorza przeczytała. W moim wypadku był to pierwszy tom, na więcej nie miałam ochoty. Ale nawet nie chodzi o to, że on był jakoś wybitnie zły, tylko obok całkiem sporej ilości zmyślnych i mądrych rzeczy dostrzegałam i wciąż dostrzegam w nim mnóstwo idiotyzmów. Dlatego, choć dość łatwo mogłam wypożyczyć kolejne tomy, nie zdecydowałam się ostatecznie na ten krok. O tym, co dokładnie mi nie odpowiadało postaram się powiedzieć dalej. Tutaj się zatrzymam; tymczasem ty powiedz, jak przedstawia się twoje ogólne podejście do tego cyklu i przejdźmy może do krótkiego wprowadzenia najpierw także w inne nasze lektury Le Guin, by utworzyć pewien kontekst, w jakim obie widzimy właśnie Ziemiomorze.
![]() |
Wszystkie grafiki ze „średniowiecznej” serii poczyniłyśmy za pomocą zmyślnego generatora. |
Ginny: Zacznijmy od tego ile każda z nas Ziemiomorza przeczytała. W moim wypadku był to pierwszy tom, na więcej nie miałam ochoty. Ale nawet nie chodzi o to, że on był jakoś wybitnie zły, tylko obok całkiem sporej ilości zmyślnych i mądrych rzeczy dostrzegałam i wciąż dostrzegam w nim mnóstwo idiotyzmów. Dlatego, choć dość łatwo mogłam wypożyczyć kolejne tomy, nie zdecydowałam się ostatecznie na ten krok. O tym, co dokładnie mi nie odpowiadało postaram się powiedzieć dalej. Tutaj się zatrzymam; tymczasem ty powiedz, jak przedstawia się twoje ogólne podejście do tego cyklu i przejdźmy może do krótkiego wprowadzenia najpierw także w inne nasze lektury Le Guin, by utworzyć pewien kontekst, w jakim obie widzimy właśnie Ziemiomorze.
Dagmara: Ja z kolei pożarłam aż cztery tomy – innymi słowy do skończenia cyklu zabrakło mi jedynie Innego wiatru oraz zbioru opowiadań Opowieści z Ziemiomorza. Zapewne kiedyś zbiorę się w sobie i w celu uzyskania pełniejszego obrazu przeczytam resztę, jednakże nie spodziewam się, że nastąpi to w najbliższym czasie.
Mój problem z prozą Le Guin polega chyba na tym, że zbyt wiele oczekiwałam – pragnęłam czegoś na miarę Simmonsa fantasy, czyli zbioru mądrych i filozoficznych powieści osadzonych w ciekawym i stworzonym z pietyzmem świecie. Dostałam coś, co w gorszych momentach jako żywo przypomina prozę Paulo Coelho. Nadal doceniam sam fakt, że najprawdopodobniej Le Guin jest jedyną przedstawicielką gatunku, który mogłabym określić mianem fantasy prowincjonalnego, lecz mimo wszystko wady jej prozy, w moim przynajmniej mniemaniu, są liczniejsze niż zalety.
Ginny: Moja przygoda z twórczością Le Guin zaczęła się jeszcze w liceum, dzięki wypożyczonym z powiatowej biblioteki a) zbiorowi opowiadań tej pani i b) powieści Lewa ręka ciemności. Krótko mówiąc opowiadania mnie nie zachwyciły, choć i o porównanie do Coelho bym się nie pokusiła. Spodobało mi się tylko jedno, które jednak pamiętam dość mętnie. Ot, tyle, że była tam jakaś dziewczyna biegnąca po polu maków i wielkie miasto i jakaś rewolucja lewicowa... Pamiętam przede wszystkim, że miało bardzo ładny klimat. Może to późniejszy okres twórczości, już mniej mizoginistyczny – tak jak mizoginistyczne jest Ziemiomorze, a może coś mi się tutaj zupełnie miesza i takie opowiadanie w ogóle nie istnieje. Z jego powodu mam jednak niejasne wrażenie, że twórczość pani Le Guin można podzielić właśnie na okresy pod kątem mizoginizm – lewicowość. Nie będę go dalej rozwijać, bo niestety o jakąś sensowną podbudowę byłoby mi ciężko. Chyba, że ty, Dagmaro wiesz coś więcej na ten temat i pomożesz rozjaśnić mi tę sytuację?
Dagmara: Moim wprowadzeniem w uniwersum był z kolei film Gorō Miyazakiego (syna wielkiego Hayao) Opowieści z Ziemiomorza, który oglądałam jako dziecko. Wbrew swej nazwie nie jest on adaptacją zbioru opowiadań, lecz prędzej zabawą z uniwersum - wykorzystano wiele wątków z powieści i choć otrzymujemy wskazówki, że akcja dzieje się po Najdalszym brzegu, trudno jest jednoznacznie umiejscowić ją w czasie. Niegdyś oceniałam debiut Gorō bardzo negatywnie, lecz po niedawnej powtórce całkowicie zmieniłam zdanie - mimo luźnego podejścia do kanonu Opowieści z Ziemiomorza są pięknym i mądrym filmem, który lubię nawet bardziej niż sam cykl, o czym bardziej rozpiszę się w dodatku do drugiej części naszej dyskusji. Po wielu latach moje początkowe, negatywne wspomnienia zatarły się i gdy trafiłam na nowe, piękne, zbiorcze wydanie Ziemiomorza pamiętałam tylko, że było tam królobójstwo oraz smoki. A że akurat była promocja…
Przez następne miesiące leżało mi to na półce niczym wyrzut sumienia. Potem jednak usłyszałam gdzieś, że Ursula jest pisarką feministyczną co zachęciło mnie do rozpoczęcia lektury. Podobnie jak ty, Gin, srodze się na niej rozczarowałam, choć nie wiem czy posunęłabym się do stwierdzenia, że jej proza jest mizoginistyczna. Nie zauważyłam też żadnych okresów i skrętów ideologicznych. Wydaje mi się, że ten cykl stanowi po prostu produkt swoich czasów i być może wtedy rzeczywiście był dosyć rewolucyjny, a nawet feministyczny. Oddanie narracji w jednym tomie kobiecie, uczynienie ich równorzędnymi bohaterkami w dwóch (poza Czarnoksiężnikiem z Archipelagu i Najdalszym brzegiem) – w porównaniu z takim Tolkienem (przypomnijmy, trzy dokładniej opisane postaci kobiece na całą trylogię, w tym żadna z nich pierwszoplanowa) zapewne stanowiła powiew świeżości.
![]() |
(Źródło: Tumblr) |
Niestety ostatnio słuchałam też jednego, czy dwóch innych opowiadań pani Le Guin w trójkowych Ossobliwościach Muzycznych i tak, ta pędząca nie wiadomo gdzie, byle dalej wprzód, fabuła i świat zbudowane ze wspomnianej ornamentowości są tam obecne. Obecny jest też wspomniany mizoginizm. Ugh po raz drugi. A ja naiwna, w nieuświadomionej jeszcze młodości myślałam, że Le Guin to autorka postępowa, lewicowa, feministyczna... Może taką się potem stała, nie wiem, może tak, inaczej nie potrafię wyjaśnić sobie szacunku jakim darzy ją np. taki Neil Gaiman... Ale w tym, z czym się zetknęłam, włączając w to Ziemiomorze, lewicowości i postępowości nie widzę żadnej.
Dagmara: Hm. A ja jestem w stanie bez problemu zrozumieć takiego Gaimana. Biorąc pod uwagę jego wiek, możemy spokojnie założyć, że Ziemomorze było cyklem, który czytał i lubił w dzieciństwie, a powiedzmy sobie szczerze, że zdolność krytycznego postrzegania literatury w tym wieku jest nie to że zaburzona, ale praktycznie nieistniejąca. Nie wchodźmy w czyjąś nostalgię, jej się chyba zbytnio nie da przeskoczyć.
Ginny: Och, oczywiście nostalgia nostalgią, niemniej przez to niejedno przecież podejście – bo i inni zachwyceni autorką pisarze, których sobie cenię by się znaleźli – zetknięcie z prozą Le Guin, kiedy już byłam dorosła, wzbudziło we mnie pewien dysonans i brak zrozumienia.
Dagmara: Nic dziwnego, takie jest podejście (a raczej takie powinno być podejście) każdego dorosłego człowieka. Co do innych pozytywnych opinii to wydaje mi się też, że w pewnym momencie Le Guin zyskała (podobnie jak taki Tolkien) status klasyka, którego nie należy krytykować. Ale jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca.
Ginny: Tak, Le Guin zdecydowanie jest klasykiem, ale nasze recenzje Pieśni lodu i ognia z tego bloga, pokazują jak „bluźnierczo” my dwie podchodzimy do klasyków fantastyki. Jeśli coś można ocenić krytycznie, to jak najbardziej należy to zrobić, nie przejmując się przypisaną mu łatką „arcydzieła”. Wracając jednak do naszych baranów, ja z pewnością nie mogę oceniać całego cyklu, a z twoich wypowiedzi już widzę, że Ziemiomorze się potem także w pewnych względach, które chcę poruszać zmienia. Niemniej w tym pierwszym tomie, który przeczytałam, jest trochę rzeczy, które mnie odrzuciły, czy zwyczajnie zirytowały. W tym także w kwestii braku postępowości.
Dagmara: Jeśli o postępowość chodzi to warto nadmienić, że feminizm Ursuli jest wprawdzie dyskusyjny, ale to co rzeczywiście jej wyszło to dywersyfikacja bohaterów pod względem koloru skóry, czyli coś co dla większości mediów jest trudne nawet teraz, a należy pamiętać, że ona zaczęła pisać swój cykl pod koniec lat 60. Większość ludzi z Archipelagu była pomyślana jako południowcy o ciemniejszym kolorze skóry, Ged ma „indiańskie” pochodzenie, zaś Vetch był czarnoskóry. Z tego co pamiętam typowo „biała” była tylko Tenar, wywodząca się z quasi-wikińskiego ludu Kargów. Dla mnie to naprawdę dużo, a większość ludzi wydaje się pomijać ten aspekt jej twórczości.
Ginny: Z mojej lektury już nie bardzo pamiętam, czy nawet zwracałam uwagę na kolor skóry bohaterów, ale jeśli bym to robiła to zdecydowanie ta różnorodność by mi się spodobała. Ale jak powiedziałam już na samym początku, to nie jest tak, że Czarnoksiężnik... cały jest do niczego.
Dagmara: Jednakże mimo tego ciężko jest mi wybaczyć jej podejście do postaci kobiecych. W Czarnoksiężniku z Archipelagu nie ma ich praktycznie wcale (poza ciotką Geda i zaginioną księżniczką, ale powiedzmy sobie szczerze, razem nie występowały na więcej niż pięciu stronach), a nawet jeśli się pojawiają, to stanowią tło dla mężczyzn. W kolejnych tomach sytuacja ulega pewnej zmianie – wspomniałam wcześniej główną bohaterkę Grobowców Atuanu, którą jest młoda dziewczyna o imieniu Tenar. Ged również gra w tym tomie ważną rolę, ale zdecydowanie nie dominuje. Co więcej, to naprawdę dobra powieść – mądrze opowiada o dorastaniu, uczeniu się odpowiedzialności za własne losy, przełamywaniu strachów i wyzwalaniu się spod wpływu toksycznego środowiska, w tym przypadku religijnego kultu, którego Tenar jest najwyższą, dziecięcą kapłanką. I wszystko byłoby jak najbardziej w porządku, gdyby nie zakończenie. Otóż nasza bohaterka, przyjęta z najwyższymi honorami w Havnorze (stolicy Archipelagu) ma świat u swoich stóp. Przez całe swe życie była praktycznie więźniem Grobowców, spod których wpływu uwolniła się bardzo niedawno. Już wcześniej pokazywała, że jest osobą inteligentną i wnikliwą. Teraz nareszcie może spełnić praktycznie każde swe pragnienie. Co zatem robi? Czytelnik mógłby przypuszczać, że może pojedzie z Gedem na Roke, zostanie w Havnorze, by zaznać innego życia, czy też po prostu wyruszy w świat.
Niestety, Tenar udaje się na wieś, wychodzi za mąż i rodzi dzieci. Zrozumiałabym ten wybór, gdyby Le Guin pokazała, że dziewczyna jest zmęczona swoimi przeżyciami i pragnie odrzucić swój status i wyjątkową pozycję, a za to chce poznać zwykłą, ludzką egzystencję. Osobiście odebrałam bohaterkę jako postać o zupełnie innych ambicjach i motywacjach, niż zostało to pokazane w tym rozwiązaniu.
![]() |
(Źródło: Deviantart) |
Ginny: I tu dochodzimy do sedna mizoginizmu w twórczości Ursuli. Jak pokazujesz, Le Guin się stara i w dalszych tomach jej nawet coś ładnego, niebanalnego wychodzi, ale też jakże łatwo to psuje. A przecież nie każda dziewczyna marzy o założeniu rodziny, ustatkowaniu się. Nie każda z nas musi tego chcieć, nie każda z nas powinna się tym zadowolić, bo tak jej wszyscy naokoło powtarzają. I jak tu się nie irytować, kiedy z tak obiecującego wątku czyni się niemalże hymn patriarchatu? Lewicowe i postępowe to w żadnym wypadku nie jest.
Głównym symptomem tego mniej lub bardziej uświadamianego mizoginistycznego podejścia w samym Czarnoksiężniku z Archipelagu jest podział magii. Bardzo ładnie zwraca na to uwagę w swoim eseju Czemu Gandalf się nie ożenił Terry Pratchett (esej znajdziecie w zbiorze Kiksy klawiatury tegoż) między innymi na podstawie Ziemiomorza pokazując problem z magią kobiet i mężczyzn w fantastyce. Sam Mistrz w Świecie Dysku zgrabnie wychodzi z tych sideł, o których pisze i w ogóle trochę fantastyki omijającej je by się znalazło. A są to sidła dość oczywiste – nawet ja te kilka lat temu, kiedy mniej przejmowałam się takimi rzeczami nie mogłam ich nie zauważyć. I nie zirytować się z ich powodu. Otóż mamy w Ziemiomorzu wiedźmy uprawiające niską, złą magię i mamy magów, czarnoksiężników, którzy mogą być dobrzy, mogą też stać się źli, ale oni mają tu wybór. I generalnie jednak w większości są dobrzy. Kobiety dostają ochłapy, ich magia jest podła, mogą służyć jako nauczycielki podstaw, ale gdy już jeden czy drugi Ged opanuje – bardzo szybko swoją drogą – rudymenta, wyrusza do całkowicie męskiej akademii, pod opieką wielkiego Czarnoksiężnika. Porzuca swoją ciotkę, która od początku stawiana jest w złym świetle. Podobnie dzieje się z młodą wiedźmą, z którą Ged się zaprzyjaźnia. Ged z początku nie widzi nic złego w kolegowaniu się z dziewczyną znającą magię, ale czytelnik poprzez narratora wie od momentu jej pojawienia się w fabule, że ta dziewczyna nie przyczyni się do niczego dobrego. I tak się też – oczywiście – dzieje. Wreszcie mamy młodą (bodaj tę samą nawet, ale już starszą) dziewczynę, wiedźmę, na usługach złego Czarnoksiężnika, która zwabia w sidła swego pana naszego poczciwego Geda. Dodając do tego wszystkiego fakt, że Ged jest półsierotą, bo jego matka zmarła w połogu czy też niezbyt długo po porodzie (nie pamiętam tego drobiazgu dokładnie), rysuje nam się obraz świata zdominowanego przez mężczyzn, w którym kobiety to te obiektywnie gorsze i podlejsze istoty. A jeśli jakaś okazuje się w sumie w porządku to jest to raczej zaiste powód do zadziwienia niż najnormalniejsza rzecz na świecie.
Wolę jednak magię u Pratchetta, gdzie świecidełka magów to tylko ozdoba, gdy wystarczy dość prosty rytuał (tudzież machina myśląca: magiczny komputer), a wiedźmy z zasady ograniczają się do esencji czaru. I odwalają mnóstwo dobrej, ciężkiej roboty, gdy magowie siedzą zamknięci w swoich uczelniach i częściej się obżerają niż robią coś pożytecznego (pożytecznym ma być samo ich istnienie i nieużywanie przez nich magii). Ale znów skręcając lekko z powrotem ku Ziemiomorzu Pracz świetnie też odwraca motyw z kobietą idącą na uczelnię w Roke, posyłając w swoim Równoumagicznieniu na Niewidoczny Uniwersytet, Esk. Jak to napisał w Blasku fantastycznym:
[...] gdyby pozwolić kobietom na zabawy z magią, prawdopodobnie radziłyby sobie znakomicie.
I jasne, mogę się zgodzić, że to co widać pod tym kątem w Czarnoksiężniku z Archipelagu wynika bezpośrednio z tego, że takie były normy postaciowania w latach 60. Ale fakty są takie, że to były mizoginistyczne normy. Z tym nie ma się co spierać, więc też nie mogę na podstawie tego, co w tym pierwszym tomie Ziemiomorza widzę nazwać Ursuli feministką w pełni świadomą tego co i jak pisze o kobietach w swoich utworach literackich. Później mogła taką świadomą feministką zostać, nie twierdzę inaczej. Ale nie była nią na poziomie tej pierwszej powieści cyklu i jak ty pokazujesz, Dagmaro, później też jeszcze nie do końca.
![]() |
Gdyby Ursula była PTerrym. |
Dagmara: Fun fact: mało kto wie, że prababką Ursuli była Paulina Petronela Krakowowa, jedna z pierwszych polskich feministek, osoba działająca zarówno na polu czysto społecznym, jak i publicystyczno-literackim. Niestety feminizm samej Ursuli zdaje się być jej pokrewny, co może było postępowe w wieku XIX, ale nie sprawdza się już w XX, nie wspominając o XXI. Przy czym mam wrażenie, że ta mizoginia zanika z tomu na tom. Musimy wziąć pod uwagę fakt ile czasu minęło od wydania poszczególnych książek – trzy pierwsze opublikowano na przestrzeni zaledwie sześciu lat, ale część czwarta powstała już 16 lat później, piątą zaś dzieliło od czwartej 11 lat. Wydaje mi się, że poglądy Le Guin naprawdę ewoluowały w dobrym kierunku – problem w tym, że niestety nieco za wolno, przynajmniej jak na mój gust.
W Tehanu, czwartej części cyklu, powracamy do postaci dziecięcej kapłanki – teraz już kobiety dojrzałej. Niestety nadal nie widzę w niej Tenar jaką poznaliśmy w Grobowcach Atuanu, choć jest to dobrze napisana bohaterka. Cały ten tom stanowi swego rodzaju krytykę systemu magii mężczyzn właśnie, zaczyna się tu też pełzający feminizm. W dodatku pojawia się też pewne proroctwo, które sugeruje nam, że kolejnym Arcymagiem może zostać kobieta.
Ged, czyli jak sama napisałaś w naszej prywatnej rozmowie, „typowa Mary Sue” tutaj stracił swoją moc, czemu nie mógł zaradzić żaden z pozostałych magów. Nasz Krogulec udał się więc do Gohy (imię, które przyjęła Tenar) i uczył się żyć na nowo. Jednakże cały świat jest tu w niebezpieczeństwie, gdyż znika z niego cała magia. Ged nie może już temu zaradzić, przez co jeszcze bardziej zamyka się w sobie... swoją drogą, jego przemiana to całkiem dobre studium depresji. Jak się okazuje jedyną nadzieją na ocalenie staje się przybrana córka Tenar – Therru, która posiada niezwykłe moce, jako potomkini dawno zaginionej rasy. Ratuje ona dzień na piętnastu ostatnich stronach, co według mnie sugeruje pewne problemy z rozplanowaniem tempa akcji, jako że na pozostałych dwustu sześćdziesięciu nic zbytnio się nie dzieje.
Ginny: Tak, sam Czarnoksiężnik z Archpielagu już wydawał się mi pisany bardzo na chybcika, ze swoim przechodzeniem czym prędzej od jednego segmentu akcji do kolejnego. Zwłaszcza nauka w Roke poszła Gedowi strasznym kurcgalopkiem, ale i reszta akcji pędzi dość mocno na załamanie karku. Więc nie dziwi mnie, że w kolejnych tomach Le Guin wciąż ma problem z tempem, nawet jeśli sam świat przedstawiony (o czym porozmawiamy dalej) dość dobrze pod pewnymi kątami przemyślała.
Dagmara: Tak czy inaczej wreszcie mamy kobiecą bohaterkę, która posiada realną moc i ją wykorzystuje. To pewien postęp. Mam wrażenie, że w Innym wietrze może być już tylko lepiej. Zresztą cały ten tom (jak i w pewnym stopniu tom poprzedni, w którym rozpoczęły się opisane przeze mnie problemy) dyskredytuje magię mężczyzn – nie tylko Ged jest bezradny w obliczu nowego zagrożenia, lecz także pozostali magowie na całym Archipelagu nic nie mogą zrobić. W Tehanu zresztą znalazł się bardzo ważny cytat dotyczący magii, który wypowiada stara czarownica, Babeczka Mech:
W porównaniu z ich [magów] mocą nasza wydaje się niewielka [...]. Ale jej korzenie sięgają głębiej. Jest jak stary jeżynowy chruśniak. Moc czarodziejów to wyniosła jodła, smukła i wspaniała. Zdaje się silna, ale nie oprze się podmuchowi burzy. Nic nie zdoła zniszczyć jeżynowego chruśniaku.
![]() |
Feminizm, yay! A może by tak jeszcze stosować go konsekwentnie. |
Zaczyna się też kontestowanie patriarchalnego porządku świata pociągnięte dalej niż tylko w kwestii magii w (skróconej) rozmowie Tenar z Gedem:
– Kobieta na Goncie nie może zostać Arcymagiem. Żadna kobieta nie może. Magowie z Roke są zawsze mężczyznami – ich moc to moc męska; wiedza także. Męskość i magia wyrastają ze wspólnych fundamentów. Moc należy do mężczyzn. Gdyby kobiety także ją miały, mężczyźni byliby kobietami nieumiejącymi rodzić dzieci, a kobiety mężczyznami, które to potrafią.
– Czyż historia nie zna królowych? Kimże były jeśli nie kobietami obdarzonymi władzą?
– Królowa to tylko kobieta król. Mężczyźni przekazują jej moc, po czym pozwalają z niej korzystać. Królowa włada mocą nie dlatego, że jest kobietą, lecz mimo to.
– Na czym zatem polega moc kobiet?
– Nie sądzę, abyśmy to wiedzieli.
– Kiedy kobieta zyskuje swą prawdziwą moc?
– Przypuszczam, że wtedy gdy ma dzieci. Przynajmniej przez jakiś czas…
– Może we własnym domu? Ale drzwi są zamknięte. Zaryglowane.
– Ponieważ jesteś cenna.
– O tak! Wszystkie jesteśmy cenne, tak długo, póki brak nam władzy. Kiedyś rozmawiałam o tym ze Skowronek. Powiedziała wówczas „Czemu mężczyźni boją się kobiet”?.
– Jeśli twoja moc wspiera się jedynie na słabości innych, żyjesz w strachu.
– Owszem. Ale kobiety zdają się lękać własnej siły, obawiać samych siebie.
– A czy kiedykolwiek uczono je, by w siebie wierzyły?
– Nie. Nigdy nie uczono nas ufności we własne siły. Ani w ogóle żadnego zaufania. Gdyby moc oznaczała zaufanie. Gdyby nie te wszystkie hierarchie, układy, szczeble władzy… Prawdziwa moc, prawdziwa wolność nie wiązałaby się z przemocą, ale z zaufaniem.
– Takie jak dzieci pokładają w swoich rodzicach.
– Tymczasem jednak nawet ufność zwodzi na manowce. Mężczyźni na Roke ufają samym sobie i swoim towarzyszom. Nie wyobrażają sobie, by mogli popełnić jakikolwiek błąd.
– Może potrzebują tam paru kobiet, aby wskazały im tę możliwość?
Ged wybuchnął śmiechem.
Stary świat zawiódł, podobnie jak stara magia – konkluzja czwartego tomu Ziemiomorza jest taka, że nadzieję należy pokładać w tym „jeżynowym chruśniaku”, który w przeciwieństwie do magów przetrwał. Jednakże Le Guin pozostaje Le Guin, czyli znowu dołożę dziegciu do miodu – Babeczka Mech, która wypowiada ten pierwszy ważny cytat, postać w końcu pozytywna, boleśnie wpada w stereotyp typowej starej wiedźmy. Opisana zostaje jako osoba skrajnie zaniedbana i śmierdząca, nieprzewidywalna i ma nawet kurzajki. Podobnie jest w rozmowie Geda z Tenar. Krogulec traktuje ją dosyć protekcjonalnie i nie do końca przyjemnie, kobieta znowu gra rolę „tej głupiej”. Cała ich konwersacja ma duże znaczenie i sygnalizuje początek przemian w Ziemiomorzu. Ale jej ton... To według mnie Le Guin w pigułce – niby widać jej rosnące dobre zamiary, ale jednak zawsze musi zepsuć jakąś drobnostkę, która rzutuje potem na całość. Czyżby przytłoczyła ją konstrukcja własnego świata? Ale, nie. Nie sądzę – Ziemiomorze mimo wszystko jest właśnie nadzwyczaj dobrze skonstruowane, przynajmniej jeśli o samą kulturę, geografię i historię chodzi. Być może ta wyraźna niespójność wewnątrz cyklu jest wyrazem pewnego rozdarcia poglądów samej Le Guin? Być może przesadzam i zgrywam teraz jakiegoś Freuda, ale ciężko mi to jakoś zracjonalizować.
Ginny: Mnie także trudno to zracjonalizować. Ale też widzę w tym co opisujesz próby naprawy czegoś co na samym początku się mocno spaprało. Może to i lepiej, że Le Guin się chociaż stara, ale w mojej głowie pozostaje złośliwy głos podpowiadający, że trzeba było od początku zrobić dobrze. Inaczej, jak z tym cytatem z Babeczki Mech, widać będzie wyraźnie, gdzie przebiegają szwy. A skoro już się naprawia, to przy okazji można by jednak dalej nie psuć. I nie naprawiać w taki łopatologicznie bolesny sposób, jak Le Guin robi to w zacytowanym przez ciebie dialogu. Są tam ważne rzeczy, ale ta rozmowa jest tak nienaturalna, tak sztuczna i tak cholernie protekcjonalna – nikt normalny tak nie rozmawia, a Ged to w ogóle powinien przez Tenar zostać wyśmiany – że czytając ją teraz zgrzytałam zębami, od poziomu jego idiotyzmu. Jednak masz rację, że Ursula czasem zbliża się do prozy Paulo Coelho.
Dagmara: Wprawdzie nieco ją skróciłam i przeredagowałam rezygnując z didaskaliów oraz paru zdań, które nic nie wnosiły, ale tak, to jest bardzo zły dialog. Niestety jest więcej takich.
Na marginesie – śmieszy mnie tutaj podejście Geda do kwestii mocy kobiecości związanej nieodłącznie z posiadaniem dzieci, szczególnie że dosłownie cztery (!) strony wcześniej Tenar mówi mu, że jego męskość i związana z tym moc wcale nie jest zależna od tego czy przelał krew, bądź uprawiał seks, a jedynie od tego czy czuje się mężczyzną.
Ginny: Tak, Tenar zdecydowanie powinna Geda najzwyczajniej w świecie wyśmiać.
Koniec części pierwszej. Już za dwa tygodnie: magia jako duchowość, ołów i wielokulturowe podstawy Ziemiomorza. Do usłyszenia.
Ginny i Dagmara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz